- Elle… Elle obudź się, już rano – budzi mnie cieniutki głosik.
Odwracam się na prawy bok i nie otwierając oczu, wciągam siostrę do łóżka.
- Dzień dobry łobuzie – mówię i mocno ją przytulam. Jest taka mała i
krucha. Mój aniołek.
- Zemdlałaś wczoraj – informuje mnie poważnym tonem – Dwa razy. Josh
przyniósł cię do samochodu. Tatuś bardzo się zdenerwował, jak wróciliśmy,
położyli Cię do łóżka i obudziłaś się dopiero teraz.
- Tak? I co jeszcze tatuś mówił? – Podnoszę się i opiera głowę na
łokciu. Wcale nie jestem ciekawa, ale bawi mnie sposób i przejęcie w jej głosie,
kiedy mi o tym opowiada. Ma tylko sześć lat a rozumie więcej, niż niejeden jej
rówieśnik. Jest po prostu genialnym dzieckiem.
- Dużo brzydkich rzeczy na temat tego lekarza, u którego byliście
ostatnio. Nie mogę powiedzieć tego głośno – nachyla się ku mnie i robi bardzo
rzeczową minę – Sama rozumiesz – dodaje a ja, nie mogąc się już dłużej
powstrzymać, wybucham śmiechem. Przewracam ją na plecy i zaczynam łaskotać.
Stara się mi wyrwać i w rezultacie, już po kilku chwilach spadamy na podłogę i
obydwie śmiejemy się jak głupie.
- Jesteś ode mnie większa. Nie mam z Tobą żadnych szans – mówi z
odrobiną komicznej pretensji w głosie. Znowu wybucham śmiechem. Jest taka
kochana jak się złości. Krzyżuje ręce i patrzy na mnie wilkiem.
- A może ze mną spróbujesz się zmierzyć? – w drzwiach staje Josh a mi
od razu robi się słabo. Dobry humor, który miałam dzięki Sydney prysł jak bańka
mydlana. Cholera. Mała widząc jak piorunujemy się wzrokiem, cichutko wycofuje
się w stronę drzwi. Chwała Bogu, nie chciałabym, żeby była świadkiem
czegokolwiek. Ona nie może wiedzieć, że ze mną coś jest nie tak. Jest bardzo
inteligentna, ale takie doświadczenie to byłoby stanowczo zbyt wiele jak dla
tak małej kruszynki. Wstaję z ziemi i siadam z powrotem na łóżku. Wiem, że
mojemu bratu chodziło o przepychanki na ziemi jednak nie mogę odeprzeć
wrażenia, że miał na myśli coś jeszcze. Stoi w drzwiach i lustruje mnie, tym
swoim przenikliwym spojrzeniem, niebieskich oczu. Jest wysoki i dobrze zbudowany.
Przez cienki materiał koszulki widzę jego napięte mięśnie. Ma przyspieszony
puls, denerwuje się. Robi krok w moją stronę, ale zaraz się zatrzymuje
rezygnując z zajęcia miejsca obok mnie. Bierze głęboki oddech i przeczesuje
palcami swoje, sterczące na wszystkie strony, ciemnie włosy aż w końcu decyduje
się zacząć rozmowę.
- Gabrielle musisz pogodzić się z tym co się wczoraj wydarzyło – zaczyna
a we mnie momentalnie wzbiera złość. Jak mam się z tym pogodzić, skoro nie wiem
nawet co to było? Łatwiej mi chyba będzie, jak po prostu uznam, że zwariowałam.
Jak to w ogóle możliwe, że jednym gestem przywrócił mi pamięć? Nic już nie
rozumiem. Rozglądam się nerwowo po pokoju szukając punktu gdzie mogłabym skupić
wzrok by na niego nie patrzeć. Napotykam zdjęcie wiszące nad biurkiem. Ja i
Eliot. Kurwa… Wstaję i zrywam je ze złością po czym przedzieram na pół. Siadam
z powrotem na łóżku i wyciągam zapalniczkę z szuflady.
- Co robisz? – pyta zdziwiony. Rzucam szybkie spojrzenie na jego
zmęczoną twarz, którą zdobi kilkudniowy zarost.
- Zaraz spalę to zdjęcie – informuję go w końcu, siląc się na spokój.
Wyciągam z pod łóżka słoiczek, w którym uzbierało się już kilka petów.
- Nie wiedziałem, że palisz…
- Będziesz mi prawił morały? Zakładam, że nie po to przyszedłeś – biorę
połówkę, na której widnieje roześmiana twarz mojego, byłego chłopaka i krzywię
się lekko. Zaraz ci nie będzie do śmiechu -myślę i podpalam fotografię. Wrzucam ją do słoika i z nieukrywaną przyjemnością
patrzę jak płonie. Najpierw znika twarz potem ramiona, na końcu cała reszta.
Kiedy ostanie skrawki zamieniają się w
popiół, sięgam po drugą połowę.
- Co robisz? Tego nie pal – zabiera mi zdjęcie po czym wkłada je do
tylnej kieszeni dżinsów.
- Oddaj – mówię a moje oczy ciskają gromy.
- Nie – szczerzy zęby w uśmiechu. Wie, że zaraz się na niego rzucę.
Jestem zła. Na niego, na Eliota na cały świat. Jeden dzień… Jeden, głupi dzień
sprawił, że moje życie powoli zamienia się w koszmar. Wszystko dzieje się zbyt
szybko. Dzieją się rzeczy, których nie umiem wytłumaczyć. Wydarzenia minionych
tygodni mnie przytłaczają, powodując zamęt w mojej głowie.
- Powiedziałam oddaj – robię kilka kroków do przodu.
- Nic mi nie zrobisz – śmieje się już wyraźnie rozluźniony. Patrzy na
mnie z kpiną w oczach. Wie, że tego nienawidzę. Doskonale mnie zna. Przeraża
mnie to j a k b a r d z o doskonale…
- Wczoraj nie było Ci do śmiechu. Chyba nie chcesz znowu wylądować na
ścianie? – mówię i dopiero po chwili, dociera do mnie jak głupio to zabrzmiało.
Unosi brew i przez chwilę wbija we mnie odrobinę zdziwiony wzrok, po czym
wybucha niepohamowanym śmiechem.
- No i z czego się śmiejesz? – pytam poirytowana.
- Z Ciebie. Po pierwsze, czułem że prędzej czy później oswoisz się ze
świadomością, że jesteś inna mimo, że przez długi czas będziesz to wypierać, po
drugie nie strasz mnie, bo ja również to potrafię z tą jednak różnicą, że ja to
umiem kontrolować, po trzecie… Nie ma po trzecie, po prostu jesteś śmieszna –
kończy swój wywód chichocząc. Korzystając z okazji uderzam go pięścią w brzuch
i wybiegam z pokoju. Złość, całkowicie ze mnie wyparowuje gdy widzę jego roześmianą
twarz kiedy wbiega za mną do kuchni.
- Jak dzieci – mówi mama, kręcą głową ze śmiechem – siadajcie śniadanie
gotowe. Posłusznie zajmujemy miejsca przy stole. Jemy w milczeniu. Każdy z nas
jest myślami gdzie indziej i każdego nurtuje inna sprawa. Skupiam wzrok na
stojącym przede mną dzbanku parującej kawy. Myślę o wczorajszym dniu, próbując
znaleźć logiczne wytłumaczenie na to, co miało miejsce na lotnisku. Dokładnie
przeżuwam każdy kęs jakby to, miało mi pomóc w zrozumieniu tego wszystkiego.
Niestety, mój umysł nie jest w tej chwili zdolny do wymyślenia jakichkolwiek
sensownych odpowiedzi. Wzdycham ciężko i wstaję od stołu zabierając swój
talerz. Pół godziny później, kiedy wszystko już sprzątnięte mama informuje
mnie, że jedziemy do lekarza co powoduje, że kolejny raz zostaję pozbawiona
humoru. Udaję się do łazienki. Kiedy stoję przed lustrem już przebrana, w
drzwiach pojawia się mój brat. Przygląda mi się jak myję zęby, szczotkuję włosy
i robię makijaż. Kiedy kończę, idzie za mną ku drzwiom.
- Elle? – zatrzymuję się, by założyć moje czarne conversy.
- Co? – pytam wiążąc drugiego buta.
- Jak wrócisz musimy pogadać. Poważnie pogadać – odzywa się akcentując
ostatnie zdanie. Podnoszę się. Patrzę na jego twarz i widzę niepokój malujący
się w jego oczach. Ja również się boję. Boję się tego co usłyszę. Może
rzeczywiście lepiej będzie jak wmówię sobie, że zwariowałam. Wtedy zamkną mnie
w pokoju bez klamek i moje problemy się skończą. Nikt nie będzie już musiał nic
mi wyjaśniać. Będę mogła prowadzić spokojną egzystencję, bez zadawania zbędnych
pytań i dociekania, czy to wszystko to prawda, czy nie. Zrezygnowana wychodzę z
domu. Wsiadam do białego SUVa mojej mamy i zapinam pasy. Czuję jej wzrok na
sobie więc odwracam się by na nią spojrzeć.
- No co? – pytam zdziwiona, gdy dostrzegam szeroki uśmiech zdobiący jej
twarz.
- Nic kochanie. Po prostu jestem szczęśliwa, cieszę się, że wróciłaś.
Teraz już wszystko się ułoży i będzie jak dawniej – mówi i wyciąga ręce by mnie
przytulić. Odwzajemniam gest. Oh mamo, gdybyś tylko wiedziała. Nic już nie
będzie jak dawniej. Niepokój znów łapie mnie w swoje szpony i coś mi mówi, że
jeszcze przez długi czas nie będzie chciał mnie wypuścić.
*
- Więc mówisz, że po prostu odzyskałaś pamięć? – pyta mnie po raz
trzeci, doktor Greg. Siedzę na białym fotelu w jego gabinecie, nerwowo
podrygując jedną nogą. Mama już dwa razy, opowiedziała mu całą historię. Szlag
mnie trafia, kiedy patrzę na niego i jego czarny garniturek, wystający z pod
białego kitla. Leży na nim jak ulał. Jestem prawie pewna, że szyty był na miarę
i na pewno nie kosztował marne kilkadziesiąt dolców. Spoglądam na niego z
pogardą. Nienawidzę lekarzy, w ogóle całego tego szpitalnego gówna.
- Może nie zupełnie po prostu, ale tak. Stałam tam, Josh mnie
przytulił, zemdlałam i kiedy się obudziłam dotarło do mnie, że pamięć powróciła
– przez chwilę siedzi i nic nie mówi.
- A wcześniej miałaś tylko przebłyski różnych wydarzeń? Jakby skrawki
wspomnień? – odzywa się wreszcie. No, no
doktorku błyskotliwy jesteś- myślę i spuszczam głowę by nie dostrzegł
mojego kpiącego uśmiechu.
- Uhm… - kiwam potwierdzająco a on znowu zaczyna coś kalkulować.
Kretyn. Mógłby się pospieszyć. Nie mam całego dnia na to, by siedzieć tutaj i
opowiadać ciągle jedno i to samo.
- Cóż, z medycznego punktu widzenia jest to raczej całkiem normalne.
Jednak coś mi tu wyraźnie nie gra. Natomiast twoje omdlenia spowodowane są zwykłym
zmęczeniem. Być może narzuciłaś sobie zbyt szybkie tempo, tuż po powrocie ze
szpitala. Wracajcie do domu i gdyby coś było nie tak, to zapraszam na ponowną
wizytę. I pamiętaj, że musisz dużo wypoczywać - na reszcie- myślę i wstaję kierując się ku drzwiom. Kiedy naciskam
klamkę by otworzyć drzwi, nadal nie słyszę za sobą kroków matki. Odwracam się i
spoglądam na nią wyczekująco.
- Poczekaj na mnie na korytarzu dobrze? – patrzy na mnie, uśmiechając
się czule. Odwzajemniam uśmiech i wychodzę. Robię kilka kroków po czym wracam
na palcach. Przyciskam ostrożnie ucho do drzwi i czekam. Słyszę tylko jakieś
pojedyncze słowa, nic istotnego. Wyostrzam słuch, ale nadal nic. Mama szepcze i
jestem pewna, że domyśla się iż podsłuchuję. Korytarz jest pusty. Stoję
skupiona kolejną minutę, próbując zrozumieć znaczenie tych kilku urywanych
zdań. Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk dzwoniącej komórki. Odskakuję jak
poparzona, uderzając nogą o krzesełko stojące nieopodal. – Chryste – wysapuję
rozmasowując bolącą kostkę. Telefon milknie. Wyciągam sprawdzić kto dzwonił i
na ekranie widzę roześmianą twarz przyjaciółki. Naciskam zieloną słuchawkę po
czym włączam głośnomówiący, by móc nadal masować obolałe miejsce. Nie czekam
długo, już po dwóch sygnałach odbiera.
- Elle co się z tobą dzieje? Od dwóch dni próbuję się do Ciebie
dodzwonić i nic. Cisza. Nie odbierasz, nie oddzwaniasz. Co się dzieje? –
wyrzuca z siebie jednym tchem. Jest zmartwiona.
- Wszystko w porządku. Po prostu byłam zajęta – uspakajam Olivię.
Przecież nie powiem jej prawdy. Choć sama już nie wiem co nią jest a co nie.
Nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Robi mi się nie dobrze na myśl, że
teraz będę musiała ją okłamywać. Wiem jednak, że prędzej czy później i tak
zorientuje się, że coś jest nie tak. Nikt nie zna mnie lepiej od niej. Szlag by
to wszystko trafił…
- Coś mi podpowiada, że nie mówisz mi wszystkiego – słyszę.
- Wszystko ok. Wpadnij do mnie dzisiaj, obejrzymy jakiś film,
powspominamy - uśmiecham się. Ona jeszcze o niczym nie wie. Nie wie, że wróciła
mi pamięć. Będzie zaskoczona, choć pewnie nie bardziej niż ja wtedy… Przyjmuje
zaproszenie. Kiedy kończę rozmowę , z gabinetu wychodzi mama. Minę ma dziwną
i nie potrafię rozszyfrować czy jest zła,
czy po prostu zmartwiona. Nic nie mówi więc postanawiam nie drążyć tematu. W
domu zjawiamy się kilka minut po trzynastej, ponieważ po drodze wstąpiłyśmy
jeszcze do kilku sklepów. W rezultacie, moja garderoba powiększa się o dwie pary
spodni, kilka koszulek i (z czego jestem zadowolona najbardziej) nowej pary
conversów. Wciąż jestem niespokojna, w głowie mam bałagan. Kiedy pomagam mamie
w kuchni jestem nieobecna i wszystko robię na opak. Wkładam mleko do zmywarki,
do cukierniczki wsypuję sól. Gdy tłukę talerz mama prosi mnie, bym poszła do
siebie, odpocząć. Nie protestuję. Padam na łóżko, zmęczona ciągłym
rozmyślaniem. Nadal nic nie wymyśliłam. Żadnego sensownego wytłumaczenia. Nawet
nie wiem kiedy zapadam w sen. Śnią mi się okropne rzeczy. Setki ludzi, których
twarze płoną stojących wokół mnie. Setki par oczu. Tych oczu, których tak się
boję wpatrujących się we mnie. Zaraz zginę. Nikt mi nie pomorze. Leżę skulona
na mokrej ziemi i czekam, czekam na śmierć. I wtedy widzę Go. Idzie w moją
stronę, wyciąga ku mnie rękę, która jest dziwnie zdeformowana. W drugiej trzyma
nóż. Zbliża ostrze do mojej szyi i… Otwieram gwałtownie oczy. Jestem cała mokra
od potu. Rozglądam się po pokoju i widzę Olivię, która dziwnie mi się
przygląda. Kiedy dostrzega, że po moich policzkach spływają łzy, natychmiast
wstaje i siada koło mnie na łóżku.
- Elle co Ci jest? Coś Cię boli? – pyta zatroskana. Zastanawiam się jak
długo już tutaj jest.
- Miałam koszmarny sen… Bardzo… Rzeczywisty. – odpowiadam, wciąż
dochodząc do siebie – Długo tu już jesteś?
- Godzinę. Nie chciałam Cię budzić więc usiadłam i poszperałam trochę w
internecie. Nie jesteś zła, że wzięłam twojego laptopa?
- Nie, oczywiście że nie – uśmiecham się, a ona odwzajemnia gest.
Słyszę samochód wjeżdżający pod dom, więc wstaję by spojrzeć przez okno kogo do
nas niesie. To samochód taty, jednak to nie On jest kierowcą a Josh. Nie jest
sam, patrzę wyczekująco. Wysiada z samochodu i chwilę po nim również jego
towarzysz. Idą w stronę drzwi. Nieznajomy odwraca się i dostrzega mnie stojącą
w oknie. Patrzę na niego i już wiem, że nigdy wcześniej, nie widziałam nikogo o
tak nieziemskim spojrzeniu. Przez chwilę przygląda mi się tak, jakbym była jakimś
eksponatem w muzeum. Kąciki jego ust unoszą się a mi zapiera dech. Uśmiech to
kolejny jego atut. Siadam na fotelu bo nogi zrobiły mi się jak z waty i czuję,
że dłużej już nie ustoję.
- Z Twojego wzroku, wyczytałam więcej niż ty sama mogłabyś mi
powiedzieć – mówi do mnie przyjaciółka – kogo tam zobaczyłaś? Jednego z tych twoich
super motocyklistów? – pyta wyraźnie rozbawiona.
- Lepiej. Zobaczyłam…- przez chwilę zastanawiam jak określić to cudo -
Zobaczyłam anioła – odpowiadam wreszcie rozmarzona i wybucham histerycznym
śmiechem.
Przybywam!
OdpowiedzUsuńO matulu. Ależ to cudowne! Coś czuję, że ten anioł zagości w sercu Elle.
Powiem ci szczerze, że jeszcze nie spotkałam się z fabułą o ognistych ludziach. Więc naprawdę robi się ciekawie. Jestem pod wrażeniem. Dziewczyno ty to masz wyobraźnie! Dodaję twego bloga do ulubionych. No bo kurczę, jaki inny mógłby być? Nie mogę się doczekać następnego. Buziaki kochana i duużo weny :-*
O kurczę! Dziękuję Ci bardzo no i witam Cię w moich skromnych progach :D
UsuńBardzo się cieszę, że przybyłaś i mam nadzieję, że Cię nie rozczaruję i nadal z chęcią będziesz czytać moje opowiadanie :)
Ślę całusy i również życzę mnóstwa weny :*