- Jesteśmy. – Krzyczy od drzwi. No kurde, co ty nie powiesz...
Krzyżuję
ręce na piersi i zastanawiam się, co dalej. Rzuca kluczyki na blat i podchodzi
do nas. Czuję, że wlepia we mnie spojrzenie, ale nie patrzę na niego. Udaję, że
film bardzo mnie interesuje choć tak naprawdę, wszystko we mnie krzyczy. Mam
ochotę wstać i mu przyłożyć, zacząć wrzeszczeć, że natychmiast ma mi powiedzieć
o co chodzi. Ma mi wyjaśnić co to wszystko znaczy, dlaczego dzieją się te
wszystkie rzeczy…
Bierze kawałek pizzy i rozsiada się wygodnie między mną, a Oli.
Jared, chyba wyczuwa, że zaraz rozpęta się trzecia wojna, bo bez słowa wychodzi
i zaszywa się w pokoju gościnnym.
- Rozbolała mnie głowa. – Odzywa się nagle przyjaciółka. – Pójdę się
położyć a wy sobie spokojnie porozmawiajcie. - Wstaje i posyła mi pokrzepiający
uśmiech. Nic jej nie jest, wyczuła napiętą atmosferę i dlatego postanowiła się
wycofać, dobrze zrobiła.
Zostajemy więc sami. Przez chwilę żadne z nas nic nie
mówi. Gapię się w ekran telewizora zastanawiając się, od czego mam zacząć.
- Gabrielle. – Josh, odzywa się pierwszy. Zmuszam się by spojrzeć mu w
oczy. Dostrzegam w nich złość i coś jeszcze, rozpacz? Cierpi, ale dlaczego, co
jest tego powodem? - Elle, po pierwsze chcę żebyś wiedziała, że nie mam na to
wszystko wpływu. Nie mam wpływu na to, co się dzieje ani na to, co zacznie się
dziać…Nie chciałem tego, nie chciałem tego dla ciebie…
- Możesz mówić jaśniej? – podnoszę głos. Nie podoba mi się to, dokąd
zmierza ta rozmowa.
- Bo widzisz, my nie jesteśmy... – Przez chwilę, zastanawia się jak dobrać
słowa. – Nie jesteśmy normalnymi, zwykłymi ludźmi. Zastanawiałaś się pewnie, jak
to się stało, że tak nagle odzyskałaś pamięć? Pomogłem ci. My, potrafimy
dokonać czegoś za pomocą siły woli.
- My? – pytam, nagle zaciekawiona.
- Nasz gatunek… Przenoszenie przedmiotów, nie dotykając ich, to jest
telekineza. Właśnie tak, wbiłaś mnie w ścianę, kiedy byliśmy na lotnisku.
Potrafimy przenieść się, z jednego miejsca w inne, w ciągu kilku sekund, coś
jak teleportacja. Potrafimy o wiele, wiele więcej… Nie jesteśmy zwykłymi
śmiertelnikami. Zaczynamy się przemieniać w dniu osiemnastych urodzin. Swoje
miałaś w lutym. Minął luty, marzec a ty, nadal nic. Wiesz jaką czułem ulgę na
myśl, że może jednak będziesz bezpieczna, że będziesz mogła wieść spokojne,
normalne życie… Pomyliłem się. Miałem nadzieję, że to jednak nie o tobie, mówi
przepowiednia. Oni Cię wytropili, chcieli zabić tak, by wyglądało to na zwykły
wypadek. Jeden z wielu, ale ja byłem szybszy, miałem wizję… Postanowiłem, że
uratuję cię, nawet gdybym sam, miał zginąć. Przeżyłaś i ja też. Leżałaś
nieprzytomna prawie miesiąc co sprawiło, że twoje moce, zostały uśpione i
dlatego zgubili trop, ale teraz wszystko się zmieniło. Oni są coraz bliżej i
nie spoczną dopóki cię nie zlikwidują… - Patrzymy na siebie w milczeniu.
Próbuję
zrozumieć to, co przed chwilą usłyszałam. Zwariowałam i mój brat, również. Kim
są „oni”, kto mnie tropi? Co to w ogóle za bzdury, nie możliwe… Kto, chce mnie
zabić?
- Josh, o czym ty do cholery mówisz? - Odwraca się i spuszcza głowę.
Wstaję i zaczynam nerwowo przechadzać się po pokoju. Próbuję poukładać sobie to
wszystko, ale nie potrafię. Nic nie trzyma się kupy.
- Gabrielle zrozum, nie jesteśmy zwykłymi śmiertelnikami…
- Josh, ja jestem człowiekiem. Nazywam się Gabrielle Rosalie Prince, mam
osiemnaście lat i mieszkam w małym miasteczku w stanie Missisipi. Mam normalny
dom i wspaniałą rodzinę, j e s t e m zwykłym śmiertelnikiem. – Mówię, siląc się
na spokojny ton.
- Elle, musisz zaakceptować to, co usłyszałaś. Musisz zaakceptować to,
kim jesteś. – Przez cały cholerny czas, powtarza mi, że muszę coś zaakceptować,
mam tego dosyć. Zaczyna mnie to mocno wkurwiać, i przysięgam, że jeżeli powie
mi to raz jeszcze, zatłukę go…
- A może ja wcale nie chcę?! – wykrzykuję, a wazon, który stoi na
komodzie, spada z hukiem na ziemię i roztrzaskuje się na tysiące małych,
skrzących się w świetle lamp kawałków.
Stoję jak wryta, nie mogąc się ruszyć
ani odezwać. Czuję łzy pod powiekami, które już po chwili, strumieniami
spływają po moich rozgrzanych policzkach. Siadam zrezygnowana na zimnych
płytkach i podciągam nogi pod samą brodę. Dlaczego to mnie spotyka? Jestem
jakimś pieprzonym demonem, jestem nim, mimo że tego nie chcę. Czy ja w ogóle
miałam jakiś wybór?
Josh, siada obok i obejmuje mnie ramieniem, jestem
całkowicie bezradna, nie wiem co mam robić. Mam ochotę krzyczeć z rozpaczy, ale
nie robię tego ze względu na mamę i małą Sydney, która nie dawno wróciła z
kilkudniowej wycieczki i śpi kilka pokoi dalej.
- Nie martw się maleńka.- Odzywa się. - Poradzimy sobie. Pomogę ci
wszystko zrozumieć. W końcu to zaakceptujesz. - Na te słowa momentalnie sztywnieję. Rozpacz,
zamienia się w złość, a złość, w gniew. Moje serce zaczyna bić coraz szybciej, czuję
narastającą furię. Na moich dłoniach, pojawiają się maleńkie iskierki z czego
zdaję sobie sprawę dopiero po chwili.
- Elle, uspokój się. – Odzywa się mój brat, kiedy dostrzega co się ze
mną dzieję. Próbuje złapać mnie za rękę, ale ja, odskakuję jak poparzona.
- Nie dotykaj mnie – warczę gniewnie.
- Przestań, uspokój się – prosi mnie.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! – krzyczę i kolejny wazon ląduje
na ziemi.
Jestem tak wściekła, że zaczynam tracić nad sobą kontrolę. Nie wiem
co się ze mną dzieję. Josh łapie mnie za rękę i siłą wyciąga na dwór. Wyrywam
się, ale jest silniejszy. Gniew. Już dawno nie czułam go tak silnie, zawładnął
mną. Potężne, palące uczucie, które postanowiło mnie zniszczyć. On miał rację.
Obudziłam w sobie bestię…
- Puść mnie, słyszysz!? – Wykrzykuję raz po raz, kiedy Josh, przewiesza
mnie sobie przez ramię i idzie ścieżką w stronę jeziora. Biję pięściami w jego
plecy, ale nie reaguje. Trzyma mnie mocno i nic nie mówi.
Rezygnuję z dalszej
walki ponieważ stwierdzam, że i tak nie uda mi się wyrwać. Robi jeszcze kilka
kroków, po czym stawia mnie na ziemi. Wlepiam w niego wściekłe spojrzenie a w
odpowiedzi, dostaję kpiący uśmieszek. Nic z tego, nie dam się znowu wyprowadzić
z równowagi.
- Nie możesz używać swoich mocy w pobliżu domu – odzywa się po chwili.
- Niby czemu? – przechylam głowę i przyglądam mu się badawczo.
- Tropią cię stworzenia, które są potężniejsze niż mogłabyś sobie
wyobrazić. Chcesz sprowadzić niebezpieczeństwo na naszą rodzinę? – zastanawiam
się nad sensem jego słów, ma rację. Tylko, że ja nawet nie wiem, kto mnie tropi
i dlaczego?
Czy rodzice wiedzą o tym, że ja i Josh jesteśmy… Nie z tego świata?
Z całą pewnością nie jesteśmy ludźmi. Należymy do tego świata i żyjemy jak
inni, ale nie jesteśmy normalni.
- Kto mnie tropi? – pytam.
Siadam na pomoście i zdejmuję buty, po czym
wkładam stopy do jeziora. Woda jest zimna, ale nie przeszkadza mi to. Moje
ciało pokrywa gęsia skórka, lekki chłód jaki odczuwam sprawia, że lepiej mi się
myśli. Złość wyparowuje ze mnie w ciągu kilku sekund. Teraz, jestem już po
prostu zmęczona, ale i bardzo ciekawa tego co zaraz usłyszę. Wygląda na to, że
nie zwariowałam, mimo że bardzo bym tego chciała. Moje oczy się nie myliły, to
wszystko dzieje się naprawdę i czy tego chcę, czy nie, muszę się z tym
pogodzić. Josh, siada obok mnie i również zdejmuje buty. Już po chwili, i jego
stopy zanurzają się w wodzie.
- Tropią cię nocni łowcy – wzdycha ciężko – jesteś wybrańcem. Wyrocznia, przewidziała twoje nadejście setki lat temu. Oczywiście nikt w to
nie wierzył. Nie wierzyli dopóki Aaron nie dostał pewnego rodzaju wizji.
- Kim jest Aaron? – pytam szeptem. Słowa mojego brata mnie przerażają,
ale słucham dalej.
- Jest przywódcą, demonem najwyższej rangi. Żadna siła, nie może się z
nim równać. Był tylko jeden potężniejszy od niego…
- Był?
- Dima, zginął wiele lat temu… Od tamtej pory nasza rasa ukrywa się w
podziemiach. Są tacy, którzy oddali swoje moce i prowadzą normalne życie w
najbardziej odległych zakątkach ziemi. Jeszcze inni, żyją z dnia na dzień,
wciąż uciekając przed łowcami. Walczymy z nimi od tysięcy lat. Wygrywaliśmy
każdą walkę, każdą wojnę. Po śmierci mistrza wszystko legło w gruzach. Likwidują
nas jednego po drugim, tropią i zabijają karmiąc się naszymi mocami… Chcą
doprowadzić swój plan do końca. Jedyną osobą, która stoi im na przeszkodzie,
jesteś ty.
- Josh… Boję się. – Ociera palcem łzę, która właśnie spłynęła po moim
policzku.
- Nie bój się. Drzemie w tobie potężna siła. Musisz tylko ją
zaakceptować a potem nauczyć się kontrolować, ja ci w tym pomogę. Będę cię
chronił za wszelką cenę – bierze mnie w ramiona i mocno przytula.
W tym
momencie ogarnia mnie spokój. Chęć zabicia własnego brata mija błyskawicznie, już
nie jestem wściekła, ani nawet zrozpaczona. Wiem, że minie wiele czasu nim to
wszystko sobie jakoś poukładam, nim uda mi się to wszystko zaakceptować. Mam
jednak świadomość, że mając przy sobie Josha, poradzę sobie. Wszystko się
ułoży. Razem skopiemy tyłki tym gnojkom, którzy mnie szukają. Brzmi to trochę
absurdalnie, ale taka jest prawda. Jest ktoś, kto chce mnie zabić, a ja
zamierzam się bronić.
- Obiecaj mi, że wszystko będzie dobrze, że nauczę się z tym żyć.
- Obiecuję – zapewnia mnie a ja, wtulona w jego ramiona, już zupełnie spokojna, zapadam w sen.
*
Budzę się rano z ogromnym bólem głowy. Przecieram oczy i z trudem,
podnoszę się by usiąść. Mija kilka długich chwil, nim zwlekam się z łóżka i udaję
się do łazienki. Staję przed lustrem i stwierdzam, że wyglądam źle. Oczy mam
podkrążone od niewyspania i wczorajszego płaczu. Przypominam sobie poprzedni
wieczór i wdycham ciężko.
Minie sporo czasu nim całkowicie zaakceptuję to, kim
jestem, nim to zrozumiem. Będę musiała zmierzyć się z tym wszystkim i nastąpi
to, już niebawem. Myśl, o tropiących mnie demonach, napawa mnie lękiem. Jak mam
ich pokonać? Josh będzie mnie chronił, obiecał mi to, jednak on sam, przeciwko
nim? Nie wiemy ilu ich jest, przynajmniej dwóch. Są potężni i wiele mogą.
Oczywiście, jestem jeszcze ja, ale co ja zdziałam? Rzucę w nich wazonem? Nawet
tego nie potrafię kontrolować. Uśmiecham się do swoich myśli. Pulsujący ból,
przybiera na sile i wydaje mi się, że zaraz rozsadzi mi czaszkę.
Zrzucam z
siebie wczorajsze ubranie i wchodzę pod prysznic. Josh, przyniósł mnie w nocy
do domu i po prostu położył do łóżka. Jestem mu wdzięczna, że mnie nie budził.
Nie miałabym siły na nic, ani na to, by się przebrać, ani na to, by się
wykąpać. Odkręcam kurek i sekundę później, po moim ciele spływają strumienie
zimnej wody. Stoję tak, przez jakieś piętnaście minut, czekając aż minie
zmęczenie a ból głowy, stanie się do wytrzymania. Dopiero wtedy, puszczam
gorącą wodę. Wylewam sobie na dłoń trochę płynu o zapachu wanilii i wmasowuję w
ciało. Czuję się już o wiele lepiej. Pulsujący ból w skroniach, mija prawie
całkowicie.
Słyszę, jak ktoś dobija się do drzwi, więc szybko wychodzę. Kiedy
moje stopy, dotykają zimnej podłogi delikatnie się krzywię. Biorę ręcznik i
owijam się nim. Trzy sekundy później dociera do mnie, że nie wzięłam z pokoju
ubrań na zmianę.
- Cholera – mówię pod nosem.
Rozczesuję włosy, zabieram brudne
ciuchy i szybko opuszczam łazienkę. Wbiegam do pokoju i zamykam za sobą drzwi.
Kurde, miałam szczęście. Nie chciałabym żeby Jared, widział mnie, owiniętą w
sam ręcznik. Podchodzę do szafy i zaczynam szperać, poszukując jakichkolwiek
spodenek. Panującą w pokoju ciszę przerywa ciche pukanie. Drzwi otwierają się a
ja odwracam się wściekła.
- Czy ja powiedziałam, że… - w tym momencie odbiera mi mowę. W drzwiach
stoi Jared. Jego wielkie, zielone oczy wpatrują się we mnie zachłannie - …
możesz wejść – kończę szeptem.
Przez kilka kolejnych sekund, wpatrujemy się w
siebie. Żar bijący z naszych oczu mógłby poparzyć, gdyby ktoś niespodziewanie
podłożył dłoń.
Ten człowiek wygląda jak anioł. Doprowadza moje zmysły do
szaleństwa. Przez niego odbiera mi mowę, nogi odmawiają posłuszeństwa. Nagle
moje oczy, pragną widzieć tylko jego, moje usta, chcą smakować tylko jego ust,
moje uszy, nie chcą słuchać głosu żadnego, innego człowieka na tej ziemi.
Bijące z jego oczu pożądanie pali mnie żywym ogniem. Zdaję sobie sprawę, że ja
również go pragnę. Nigdy, nikt nie pociągał mnie fizycznie tak bardzo, jak on. Kurwa! Gabriello Rosalie Prince, opanuj się
do cholery. Przywołuję się w myślach do porządku. Spuszczam głowę. Czuję,
że moje policzki przybrały odcień purpury.
- Przepraszam – odzywa się pierwszy – chciałem tylko sprawdzić, czy nie
ma tu Josha. Nie powinienem był wchodzić bez zaproszenia.
- Jak widzisz, nie ma tutaj mojego brata – odpowiadam, nie patrząc mu w
oczy.
Jest mi głupio, że ten człowiek tak silnie na mnie działa. W dodatku,
odnoszę wrażenie, że on o tym doskonale wie. Chwytam szlafrok leżący na brzegu
łóżka i zakładam go.
- Może wybierzemy się na spacer po obiedzie? – pyta. Jestem tak
zaskoczona, że nie umiem wydusić z siebie ani jednego słowa. Wbijam w niego
zdziwione spojrzenie a on, posyła mi szeroki uśmiech.
- Jesteśmy więc umówieni – decyduje za mnie. Kąciki jego ust, unoszą
się jeszcze wyżej. Nie pozostaję dłużna i posyłam mu jeden, z moich
najpiękniejszych uśmiechów. Tych, które zarezerwowałam tylko dla wyjątkowych
osób
- Umówieni gdzie? – do pokoju wchodzi Josh i patrzy na nas podejrzanie
– Podobno mnie szukałeś. Chodź pogadamy, dajmy jej się spokojnie ubrać –
opuszczają pomieszczenie.
Wyczułam w głosie brata irytację. Podchodzę na
palcach do drzwi, okazuje się, że nie zamknęli ich całkowicie. Tym razem mam
szczęście. Stoją na korytarzu więc słyszę ich doskonale.
- Stary, jesteś moim przyjacielem
i bardzo cię cenię – mówi Josh – ale Elle, to moja siostra i trzymaj się
od niej z daleka – nachyla się ku niemu i dodaje ściszonym głosem – na razie
grzecznie proszę - No pięknie. Co on sobie wyobraża? Nie jestem już małą dziewczynką,
potrafię sama podejmować decyzje.
- Tylko rozmawialiśmy. Nie mam żadnych złych zamiarów – odzywa się
Jared i przykłada rękę do piersi po czym dodaje – słowo honoru – akurat! Ciekawe, kto kilka minut temu
pożerał mnie wzrokiem. Oj kochany, teraz zagramy według moich reguł a Joshowi,
nic do tego. Uśmiecham się do siebie.
Wracam do pokoju i wyjmuję z szafy
króciutkie szorty i bluzkę odsłaniającą nieco dekoltu. Robię staranny makijaż a
włosom, pozwalam swobodnie spływać po ramionach. Przeglądam się w lustrze i stwierdzam,
że wyglądam nieźle, na pewno lepiej niż rano. W bojowym nastroju i z szerokim
uśmiechem na twarzy, wychodzę na śniadanie.
Dziękuję za wiadomość, ale nie powiadamiaj mnie. Mam bloga w obserwowanych, więc nie bój się, że przegapię jakiś rozdział.
OdpowiedzUsuńDobra długość. Wciąż są błędy, jeśli chodzi o interpunkcję, ale z czasem powinnaś się wyuczyć poprawnego stawiania przecinków.
Że też Josh wywołuje u siostry tyle emocji. Ale się nie dziwię - chłopak ewidentnie ukrywa coś wielkiego, co irytuje i frustruje.
"niemożliwe"
Także dialogi pozostawiają wiele do życzenia.
Coś aż za dobrze Gabrielle zareagowała na te wszystkie nowości. Jest demonem, kimś Wybranym, polują na nią Nocni Łowcy, a ona tylko "boję się", po czym bezgranicznie zawierza bratu. Ja to bym poprosiła o chwilę dla siebie, by to wszystko sobie poukładać. No ale reakcje są różne, jak różni są ludzie.
Nie "wdycham ciężko", a "wzdycham ciężko". Jedno literka, a ile znaczy.
"Nie wiemy ilu ich jest, przynajmniej dwóch." - sprzeczność. Jeśli nie wiedzą, to powinno być np. "Nie wiemy ilu ich jest, ALE PRZYPUSZCZAM, ŻE przynajmniej dwóch.".
Tak sobie pomyślałam, że po wzięciu prysznica Elle natknie się na Jareda, Podobny motyw wystąpił niedawno w moim shocie. Z tym, że bohaterka się na nikogo nie natknęła, a w samym ręczniku przebiegła przez korytarz, a ktoś ją obserwował i później przyszedł do niej, gdy była już w bieliźnie. Co nie zmienia faktu, że uwielbiam takie sceny <3
"Przeglądam się w lustrze i stwierdzam, że wyglądam nieźle, na pewno lepiej niż rano." - bo to minęło tyle czasu, że na pewno jest już popołudnie...
Gabrielle i Jared już od początku znajomości silnie oddziałują na siebie fizycznie, ale jak zauważyłam - fizycznie. Pożądanie jest tylko pożądaniem, chęcią posiadania w jakiś sposób czegoś, odrobinę czyni z człowieka przedmiot. Dopóki nie pojawi się coś głębszego, nie będę kibicować tej parze. Właściwie to na razie jej sobie nie wyobrażam.
Będzie fantastyka - fajnie. Być może będzie romans - jeżeli będzie on przesłodzony i do bólu pełen poświęcenie, to ja odpadam, mam dość tego schematu.
Pozostaję zaintrygowana :) Demony to coś, co dzięki Naff i Nathielowi Auvrey'owi pokochałam <3
Czekam na nn ^^
Ściskam! :)
Witaj! :) Po raz kolejny , dziękuję Ci za wszystkie uwagi. Staram się wcielać je w życie ;)
UsuńCo do dialogów, mam z nimi największy problem, ale może w końcu to ogarnę.
Co do Gabrielle i Jareda... Zazwyczaj na początku każdej znajomości najpierw pojawia się oddziaływanie fizyczne a dopiero później, ewentualne głębsze uczucie (tak mi się wydaje :D).
Nie wiem niestety, co masz na myśli mówiąc przesłodzony, ale wszystko wyjdzie w praniu więc no.. :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję, że jesteś ;)
Miło mi poznać i Ciebie i Twojego bloga. Po tym jednym rozdziale mogę powiedzieć, że mi się tutaj podoba, bo dlaczego miałoby być inaczej? Masz ciekawy styl, nie nużący, ale też nie powiem, żeby czymś zaskakiwał. Jest ok. Jasne, pojawiają się tutaj jakieś błędy, ale nauczyłam się, że znaczenie łatwiej znaleźć błąd u kogoś niż u siebie. Autorzy po prostu wiedzą, że coś jest takie a nie inne i skracają sobie drogę. Każdy tak ma, bez obaw. W pewnym momencie błędy jakoś się zmniejszają, ale nie ma ludzi idealnych, którzy wszystko pięknie napiszą.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że jest to opowiadanie fantastyczne. I to fantastyka, która mnie nie przygnębia i przez którą potem nie choruję półtora tygodnia. Normalne sprawy, ludzie z mocami. Ja jestem na tak.
Ciekawi mnie, czy głowna bohaterka wplącze się w romans. Po tym rozdziale stwierdzam, że będzie chciała zrobić trochę na złość bratu. Z drugiej strony ten chłopak rzeczywiście wpadł jej w oko... Może być interesująco... :D
Pozdrawiam ;)
Witam. :) Mi również jest miło. :)
UsuńCieszę się, że Cię zaciekawiłam no i zapraszam do dalszego czytania :))
Pozdrawiam również :)